Autor |
Wiadomość |
Max Wereman
|
Wysłany:
Sob 19:36, 08 Maj 2010 Temat postu: |
|
Dzień 3 i 4.
Koncentracja sił zakończyła się pomyślnie. O świcie, uderzyłem siłami 1 Bat. piech. ze wsparciem pojazdów 1 komp. panc. na zabudowania. ponieważ odwołałem przygotowania artyleryjskie, zaskoczenie było kompletne. Piechurzy, jadąc na pancerzach czołgów, dział pancernych i transporterów opancerzonych szybko się wysypali z pojazdów i nez strat zajęli budynki, biorąc wielu jeńców. podręcznikowy szturm!
Trzeba było jednak się wstrzymać z działaniami do wieczora, trzeba by to zniszczyć barkę i przegrupować siły. Spowodowane było to tym, iż Ispalczycy (a właściwie ich resztki) zostali zepchnięci do wydm i plaży. Tam ciężki sprzęt jak czołgi i pojazdy wojskowe nie dojadą. Dlatego znów posłużyłem się sadystyczną taktyką- przeczekamy do wieczora, jednak wcześniej damy ognia ze wszystkich luf! o 17 plaża pod Derby zamienia się w jedną wielką orkę. Ogień z moździerzy, dział, okrętów i z nurkującego myśliwca dosłownie "wbił ich" w ziemię. O 20 ruszyły czujki 2 Batalionu piechoty. Ispalczycy już nie stawiali oporu. Poddawali się całymi grupami. Gdzieniegdzie jeszcze padały tylko pojedyńcze strzały. Do rana złapano wszystkich. Z nieukrytym zachwytem wracałem z grupą najwyższych oficerów Isplaskich do Eskwilingradu, by przesłuchać ich przed rządem, zaś jeńcy zostali Zawiezieni do więzienia w Port Eagle.
Gdy odjeżdżałem, z satysfakcją patrzyłem jak potężny T-55 przemierza pole w asyście fizylierów.
KONIEC. |
|
|
Max Wereman
|
Wysłany:
Śro 20:08, 05 Maj 2010 Temat postu: |
|
Ostrzał trwał do wieczora, walki ustabilizowały się. Oni trzymali zabudowania, wydmy i mały lasek, ja miałem za mało sił do generalnego ataku. Przez całą noc docierały kolejne pododdziały i ich dowódcy, którzy gęsto się tłumaczyli z takiego stanu rzeczy. Dowiedziałem się także, ze nowy dowódca trałowca ”Sęp” zatopił tego irytującego ścigacza, który śmigał z pełną prędkością bezczelnie pod nosem. Trzeci okręt- barka została dorwana przez fregatę. Nie muszę dodawać, że chłopcy podziurawili ją jak sito i wkrótce osiadłe na dnie. Noc zatem była całkiem nieprzespana.
Dzień 2
Cały czas sprawdzałem i rozlokowywałem baterie dział, wskazywałem miejsca usytuowania stanowisk ckm-ów, na drodze gruntowej między Lutosławem a Derby. Został całkiem zamknięta dla ruchu drogowego, a tam mogły skoncentrować się pojazdy wojskowe- razem do rana zdążyło się skoncentrować Podbatalion Spejcalny (400 ludzi, 6x BTR-60) i cały 1 batalion, wraz z artylerią i 1xBTR-60. Rozmieściłem siły tak, że 50% piechoty było w centrum, reszta po 25% po bokach i transportery wojskowe po bokach- 3 pod Derby, 4 pod Górą. Gdy wstało słońce rozpoczęły się walki. Tym razem nie było chaosu. Od rana nakazałem oczekiwanie i ostrzeliwywanie przeciwnika. Dotarła amunicja do baterii, więc siłą już była niemała, tym bardziej, ze regularnie kursował myśliwiec strzelając z lotu koszącego na żołnierzy Ispalskich na plaży z działek i pokładowych karabinów maszynowych. Co mniej więcej godzinę straszył napastników którzy zalegli na wydmach i strzelał z bliskiej odległości nurkując, siejąc popłoch, gdyż nie byli w stanie niczym mu odpowiedzieć. A jak po południu kanonierka i fregata dały po kilka salw, to cały ten wąski pas wybrzeża pod wieczór zamienił się w jeden wielki kawał piasku zaorany kraterami po pociskach. Przez lornetkę dojrzałem sporo ciał. I tak ma być. Nie nakazałem jakiegokolwiek ataku, wyczekiwałem. Czas znów działał na mą korzyść, następnej nocy miało dojechać zdecydowanie więcej oddziałów, a przeciwnika siły topniały. Brak żywności, wody, odcięty kompletnie, celnie ostrzelany…
Odebrałem telefon.
-Tu major Świdnicki, mój 2 Batalion dotrze na pozycję wyjściowe za dwie godziny, będzie gotowy do boku już z marszu
-Spokojnie majorze, nie śpieszy nam się tutaj akurat. Wytłuczemy ich trochę, nie będziemy się narażać na straty, tym bardziej, ze w nocy np. moglibyśmy ostrzelać własne oddziały. Nie ma sensu ryzykować życia chłopaków.
-A ewentualna pomoc dla tych?
-Nie dostaną jej, na morzu pusto, okręt podwodny na patrolu, samoloty wypatrują, ale nasłuch też nic nie wytropił. Republika Spalska się rozpada i mają poważniejsze problemy, a tych niedługo wykończymy.
-Rozumiem, zatem spotkamy się niedługo. A powiedz mi Świdnicki, widziałeś może Kompanie Pancerną?
-Tak, dzwonił do mnie porucznik Belka i pytał gdzie jest pana Sztab.
-Kiedy dzwonił?
-Wyjeżdżał z poligonu z Jeziorska jakieś półtorej godziny temu z wozami, więc pewnie jadąc pełnym gazem, samochody pancerne i czołgi niedługo dojadą, gorzej z resztą, ale wyrobimy się do 2 w nocy
-Dziękuję, kończę
-Do zobaczenia
Patrzyłem przy słabym świetle jak przybywają kolejne grupki żołnierzy. Poprawiłem pas i wróciłem do leśniczówki. Właśnie- była ona następnym moim miejscem sztabu. Zdecydowanie więcej miejsca, też niedaleko zbocza góry. Postanowiłem się odświeżyć, bo z tego wszystkiego byłem non stop „na chodzie”. Uff, teraz chwila oddechu… |
|
|
Max Wereman
|
Wysłany:
Wto 19:15, 04 Maj 2010 Temat postu: |
|
1 dzień konfliktu.
Już dawno świtało, gdy kolumna podążała do Derby. Tam wyładowali się z ciężarówek żołnierze. Wziąłem "na początek" to co było pod ręką. A ponieważ były pod Port Eagle różne jednostki i akurat się przemieszczały, na zbiórce okazało się, że póki co mam do dyspozycji 2 pełne kompanie 1 Batalionu "Łódzkiego" (400 ludzi), z 8 rkm-ami i ckm, 2 moździerze i jedno działo 75 mm. Ewentualnie do dyspozycji miałem kilkunastu policjantów w Derby, ale oni mogli co najwyżej utrzymać tam porządek,więc...
Następne jednostki miały dojechać dopiero później, tym bardziej, ze większość była rozmieszczona w oczekiwaniu gdzieś indziej. Marynarze z zatopionej kanonierki i jednostka sabotażystów wylądowały między Górą Aldryka a Derby. Zanim dotarłem tam z tą zbieraniną, zdołali się wedrzeć ok. 1 kilometra wgłąb i 700 metrów wszerz. To było trudne. Ciążyła duża odpowiedzialność.Trzeba było ich zatrzymać! Po szybkiej konsultacji wydałem dyspozycje i obie kompanie ostrzelały zaskoczonych intruzów (jak na oko około 200 ludzi) z broni maszynowej, zaś sam z dwoma ciężarówkami wjechaliśmy z improwizowanym sztabem na zbocze góry. W jednostkach nie było kilku oficerów, a mój sztab składał się z kapitana Wleciałki ( odpowiedzialny za logistykę w 1 Bat.Piech.),, majora Fryszkowskiego (dowódcy 1 Bat. piech.), kapitan Ferrano (dowódca podbatalionu łączności,który dopiero był w drodze) i porucznik Loranzo, dowódca artylerii w 1 Bat.piech.,który był na miejscu an razie z obsługą 1 dział 75mm! W takim towarzystwie, wraz z 15 żołnierzami zabranymi z jakiegoś plutonu, obsługą armaty (4 osoby) i 4 telefonistami z 2 aparatami wojskowymi podjechaliśmy pod górę. Podjazd nie był stromy, dlatego ciężarówki dały radę, a miejsce "sztabu"wybrałem mały zagajnik na dość dużej, płaskiej polance.
Z tego miejsca dokładnie widziałem toczące się w upalnym dniu walki. Nasi bardzo szybko zastopowali Ispalczyków i zepchnęli ich nieco, ale ci zabarykadowali się w kilu nadmorskich zabudowaniach i na wydmach. Strzelanina była dość chaotyczna i niecelna, ale gdy Ispalczycy przylegli do ziemi, nie mogłem wydać rozkazy frontalnego ataku. Zdążyli się schować, mieliśmy mało amunicji i do tego czas działał na naszą korzyść. Ale to jak się krzątali na tych paru domostwach było widać. Oglądałem z lornetki dokładnie w którym na pewno są i widząc, jak paru zajadle ostrzeliwuje nasze pozycje ze stodoły. Powiedziałem głośno:
-Kto dowodzi tą obsługą działa?
Zasalutował wzorowo młody, dwudziesto-paroletni chłopak
-Choirąży Mendez, 2 bateria....
-Dobra, dobra,chorąży, widzisz te zabudowania?
-Tak jest!
-Ile macie pocisków do działa?
-Niestety większość została przy taborze z resztą dział i...
-Nie pytam ile dowiozą, bo wiem, że dużo, ale ile jest teraz!
-30 pocisków odłamkowych,0 burzących, 0 przeciwpancernych
-Niedużo...Proszę wtoczyć działo między tamte drzewa i ostrzelać zabudowania.
-Tak jest!
Jak rozkazałem, tak chwilę później padły komendy i armata wypluła pierwszy pocisk. Za daleko.Wybuchł ok. 30 metrów za domem. Poprawka. Nowe namiary, ładowanie, strzał. Prawie dobrze, tym razem trafiony został mały ogródek tuż przed wejściem do budynku, odłamki wybiły szyby, wbiły się w drzwi, osmoliły ścianę.
Zadowolony obserwowałem co będzie dalej.Drobna korekta ustawienia lufy. Ładowanie. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Chwilę potem rozległ się trzeci huk. |
|
|
Max Wereman
|
Wysłany:
Pon 21:11, 03 Maj 2010 Temat postu: Incydent |
|
Oddziały zostały już rozmieszczone, Derby zabezpieczone, gdy...
-Panie pułkowniku, dzwonią z lotnictwa. Odebrałem słuchawkę od porucznika Protasińskiego. Za chwilę usłyszałem głos rozmówcy.
-Panie pułkowniku, tu sierżant Kobylenko, pilot rozpoznawczego dwupłatowca...
-No, rozumiem, w czym rzecz?
-Właśnie lecę około siedmiu mil na północny zachód od Derby i widzę okręty w naszej strefie przybrzeżnej.
"Niech to szlag"-pomyślałem-" marynarka dała ciała, ominęli nas z drugiej strony, ale zaraz, tam jest....
-Melduj dalej
-To są trzy okręty, chyba kanonierka, ścigacz i jakaś barka, raczej płaskodenna. Największa jednostka- kanonierka weszła kilka minut temu na minę.
-I jak się rozwija sprawa? jaka bandera?
-Prawie na pewno Ispalskie okręty, a kanonierka? Powoli się zanurza, marynarze wskakują do barki i ścigacza, chyba będą płynąc do brzegu, bo za dużo ich...
-rozumiem, krążyć tam dalej! I powiadomić dowództwo, żeby wysłali myśliwiec
Chwilę stałem nieruchomo, gdy odłożyłem słuchawkę, ale zaraz potem ryknąłem- Dzwonić po 1 batalion, kompanie pancerną, działa i marynarkę- natychmiast iść pod Derby!
Wydałem szczegółowe rozkazy. |
|
|